niedziela, 20 lutego 2011

now there's a look in your eyes, like black holes in the sky.

niedziela.
niedziela. niedziela.
tak. znów jesteśmy w punkcie wyjścia.
znów uczucie ciężkiego, stukilogramowego kamienia w żołądku z powodu zbliżającego się wielkimi krokami poniedziałku.
znów wyrzuty pod własnym adresem, że przecież miałam tyle czasu (bo cały tydzień choroby), że mogłam zrobić to, co było do zrobienia i teraz nie miałabym tej presji, że nie zdążę i znów wszystko pójdzie nie tak.
mogłam. jakbym tylko znalazła w sobie tę odrobinę chęci. ale nie. oczywiście, że nie. no bo po co.
jak kurwa zwykle.
to wszystko moja wina.
to, że nie będę mogła dziś w nocy spać, bo przed oczami będę miała listę rzeczy, których nie zrobiłam też jest moją winą.
nienawidzę niedziel.
jak ktoś kiedyś na jakiejś zupie napisał: 'w niedzielach jest coś takiego, że masz ochotę urwać sobie głowę.'
nienawidzę niedziel.