sobota, 30 listopada 2013

jest ostra zima, a ja chodzę w rozklapciałych, żałosnych butach z dziurami.

poznawanie nowych ludzi, z którymi rozmowy od razu kończą się dopowiadaniem nawzajem swoich zdań. (plus: "chyba będę psychiatrą, ale zawsze chciałem być pisarzem" gdzieś pomiędzy papierosami na zimnie i rozmowami (a jakże) o świetlickim).

poniedziałek, 16 września 2013

i'm not the loving kind.

panie mistrzu świetlicki, pan zawsze potrafi zagrać tak, żeby bolało, kurwa, najgłębiej.


/ i. mówi: prawie się zakochałam w takim, a takim; odpowiadam: to dobrze, że nie. /

środa, 31 lipca 2013

no distance left to run.

patrząc na to w jakim stanie psychicznym byłam w listopadzie 2011 śmiało można kupić mi szampana, bukiet kwiatów i wręczyć z bilecikiem "keep going j., you're doing great!".

niedziela, 21 lipca 2013

czwartek, 27 czerwca 2013

full speed half blind, we turn to past times.

siedzę w łóżku, z kubkiem czarnej herbaty (bez cukru, jak zawsze, bo przecież jestem zgorzkniała jak herbata, którą piję), oglądam drugi film allena z rzędu, by skupić się na czymś innym niż to, co w głowie kołacze się od lewej do prawej.
skupiam się na dialogach i neurotyczności bohaterów, od czasu do czasu wprawne ucho usłyszałoby prychnięcie pretendujące do śmiechu, a wprawne oko zauważyłoby lekkie podniesienie się kącików ust.


nie, nie położę się dziś na podłodze. (podetnij sobie żyły i połóż się na podłodze. składam się na ołtarzu ku Twojej czci, ofiaruję siebie Tobie tak jak kiedyś komuś w innym życiu.) 


zdrowy rozsądek vs emocjonalny masochizm. / let's see what will win.

czwartek, 20 czerwca 2013

you ignite in me, i ignite in you

słucham sigurowego ísjaki i wychładzam się od środka, a przecież lato już przyszło, gorące dni i duszne noce, słońce budzące o świcie. a ja wcale nie tęsknię za zimnem i bezsennościami.

piątek, 26 kwietnia 2013

udawanie ze wszystko jest tak jak wczoraj, chociaż nic nie jest takie, bo mnie już tu nie ma

trzeci tydzień z rzędu wracam wieczornym tramwajem muzycznie spełniona i emocjonalnie rozstrojona. czasem staję na pętli i powtarzam wszystkie błędy, przewijam sobie przed oczami momenty niczym zapętloną wersję krótkometrażowego filmu (tak, tego ze znakiem zapytania w tytule), spać żreć pić spać, a rytm naszych spotkań jest miarowy jak stukot kół pociągu i podobnie jak on wyznaczany przez rozkład jazdy: dwie tablice.

towary zastępcze w nowej odsłonie, punkowa energia młodzieńczych lat i teksty wżynające się w mózg niczym paznokcie w moje przypalone dłonie. pięknie, zupełnie odmienne od tego, które znamy, połączenie.

sobota, 13 kwietnia 2013

eargasm.

amerykanie z zespołu balmorhea (w którym każdy gra na wszystkim) nie bez powodu nazywani są mistrzami post-rockowej melancholii.
wróciłam w kawałkach. chcę więcej.

sobota, 6 kwietnia 2013

despair in the departure lounge.

tanie filmy oscylujące wokół romansów i wylewanych łez vs. alternatywne kino europejskie ze znakiem zapytania w tytule.
choose your way of living.

wtorek, 5 marca 2013


(zarozumiałe sierpniowe burżujstwo
(...)
słuchać, leżąc na podłodze
w obcym mieszkaniu cudnie przemądrzałej
muzyki, a na obiad jest od dwu dni indyk,
wszystko w połowie drogi, obojętne miasto,
jeśli podasz mi tamto, ja w zamian ułatwię
ci sześć orgazmów, trzymam cię za słowo,
och, trzymaj mnie za słowo,
trzymaj mnie za wszystko,
nie warto myśleć o przeszłych i przyszłych
miesiącach biedy, samotności, chłodu,
trzymaj mnie długo, trzymaj mnie i zbudź mnie,
znajdź mnie, odwróć mnie
)



oraz
 

(wypuszczasz dym z papierosa a ja rozkładam bezlitośnie ręce
mam ranę na wylot
na wylot ranę mam
ktoś chwyta mnie za ramie marszczę czoło idę dalej sam
trzymam kurczowo bebechy
układam je niezdarnie
przecieram zmęczone oczy widzę coraz marniej
podpieram się o ścianę którą dawno pokrył brud, kurz
padam
podnoszę się idę proszę przestań już
już nie mogę dłużej
to boli rani na wylot tnie jak żyletka
uleciała rozmowa przyjemna i lekka
na wylot mnie rani
)

czwartek, 7 lutego 2013

mentally fucked.

kiedy nie wiesz jak wyrzucić  z głowy jedną, okropną, męczącą myśl, której tak naprawdę nie chcesz dopuścić do siebie, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi Ci to podpowiadają rzuć szklanką z siódmego piętra, wypal paczkę papierosów, upij się.
wybieram opcję środkową, jako, że nie mam brzydkich szklanek, a wątrobę trzeba oszczędzać. jako-tako i w miarę.

leżę z nożem w plecach wbitym do połowy i czekam na ostateczne pchnięcie, ranę kłutą i śmierć z rąk obcych.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

i'll eat you whole.

kolejny koncert nilsa frahma, inny klub, inne miasto, ta sama pora roku.
tym razem nie było młodych, poznanych na papierosie studentów i zachwytów nad polskimi festiwalami i skandynawską muzyką.
były za to rozmowy o literaturze ("wszyscy, którzy polecają mi lema są ścisłowcami" "hm. u mnie jest zupełnie na odwrót") i filmach ("moja ulubiona scena? kiedy z nieba spada pranie" "a pamiętasz jak w les amours imaginaires spadały pianki?" "oczywiście").
koncert piękny, magiczny, był odskocznią od szarej codzienności.
improwizacja z panem piotrem (aka peterem) to mistrzostwo świata.

powrót do domu ostatnim tramwajem.
słucham breezeblocks, palę papierosa, wchodzę do ciemnego mieszkania, pustego i zimnego łóżka.
zakopuję się po szyję w kołdrze i czerwonym kocu z białym motywem.
dziś przecież oficjalny blue monday.