wtorek, 25 grudnia 2012

coś gdzieś mnie leciutko boli i uwiera.
pod swetrem, pod koszulą, pod skórą, a może jeszcze głębiej.
nie chcę dociekać dlaczego, z góry zakładam, że powodem jest brak śniegu i słońca.

i chyba nawet nie chodzi o tę chęć mówienia bez pomysłu którędy, o dni cieknące przez palce, o pewne obrazy, które utkwiły mi w głowie i dręczą aż do utraty zmysłów, zresztą przecież nie wiem o co mi chodzi, nigdy tego nie wiem, a zawsze muszę dać radę. zawsze sobie jakoś daję radę.


i turn off the lights and crawl into bed
i try to think of sunshine but my body goes wet with the first crash of thunder

oraz

i thought you would know that i always sleep alone

a w święta po wyjściu gości słucham z rodzicami beatles'ów i jest miło, łatwo i przyjemnie.
szkoda tylko, że następnego dnia moja sinusoidalna krzywa dobrych dni spada prosto w dół jak śnieg, który powinien był padać, jak upuszczane kubki, jak łzy i ...