tym razem nie odpukuję trzy razy w niemalowane, nie palę papierosów odganiających nieszczęścia (przecież zbierałam moje lucky charms), po prostu liczę na
w środę kończę dwadzieściajeden lat.
na obiad mam typowo niestudenckie dania i butelkę białego wina, wieczory spędzam w łóżku, gdzieś na mieście albo na zaspie, a ślepnąc od świateł leży na stoliku obok i czeka na chwilę kiedy będę miała trochę więcej czasu.
piszę* licencjat, chodzę do kina.
słucham dużo iksów.
*mam już tytuł.