bohaterka dziś wolałabym siebie nie spotkać zaklina swoją good fortune w orzechach, ja zbieram kasztany jako moje lucky charms.
i wiem już, że ta jesień znów upłynie na niezliczonej ilości kubków z gorącą kawą, paleniu na wietrze i chłodnych, ciemnych porankach.
jedynym pytaniem, które sobie zadaję* jest to czy będę słuchać stories from the city, stories from the sea (ten gd. który idealnie wpisuje się w tytuł) płacząc, czy też ciesząc się z czerwonych liści w kolorze moich włosów (kiedyś, nie tak dawno temu) i spacerów w deszczu.
* czasem jeszcze powtarzam za mer: we're adults. how did this happen. and how do we make it stop?
** i w tym momencie telefon, że sąsiad zmarł, że b. została już prawie sama na piętrze, bo wszyscy w szpitalu albo gdzieś, gdzie łatwiej im żyć, a ona jest zdenerwowana, smutna, ja jak zwykle nie wiem co powiedzieć, mogłabym tylko przyjść z butelką wina i posiedzieć, mówię jakieś comfort words i patrzę tępo w monitor.