poniedziałek, 21 stycznia 2013

i'll eat you whole.

kolejny koncert nilsa frahma, inny klub, inne miasto, ta sama pora roku.
tym razem nie było młodych, poznanych na papierosie studentów i zachwytów nad polskimi festiwalami i skandynawską muzyką.
były za to rozmowy o literaturze ("wszyscy, którzy polecają mi lema są ścisłowcami" "hm. u mnie jest zupełnie na odwrót") i filmach ("moja ulubiona scena? kiedy z nieba spada pranie" "a pamiętasz jak w les amours imaginaires spadały pianki?" "oczywiście").
koncert piękny, magiczny, był odskocznią od szarej codzienności.
improwizacja z panem piotrem (aka peterem) to mistrzostwo świata.

powrót do domu ostatnim tramwajem.
słucham breezeblocks, palę papierosa, wchodzę do ciemnego mieszkania, pustego i zimnego łóżka.
zakopuję się po szyję w kołdrze i czerwonym kocu z białym motywem.
dziś przecież oficjalny blue monday.