wtorek, 30 września 2014

realisation grew on me as quickly as it takes your hand to warm the cool side of the pillow.

chodzę po mieście w sukience w kwiatki i czarnych okularach, z papierosem w dłoni i płaczę słuchając piosenki, której nawet nie lubię (nie aż tak).

bohaterka dziś wolałabym siebie nie spotkać zaklina swoją good fortune w orzechach, ja zbieram kasztany jako moje lucky charms.

i wiem już, że ta jesień znów upłynie na niezliczonej ilości kubków z gorącą kawą, paleniu na wietrze i chłodnych, ciemnych porankach.
jedynym pytaniem, które sobie zadaję* jest to czy będę słuchać stories from the city, stories from the sea (ten gd. który idealnie wpisuje się w tytuł) płacząc, czy też ciesząc się z czerwonych liści w kolorze moich włosów (kiedyś, nie tak dawno temu) i spacerów w deszczu.

 

* czasem jeszcze powtarzam za mer: we're adults. how did this happen. and how do we make it stop?
** i w tym momencie telefon, że sąsiad zmarł, że b. została już prawie sama na piętrze, bo wszyscy w szpitalu albo gdzieś, gdzie łatwiej im żyć, a ona jest zdenerwowana, smutna, ja jak zwykle nie wiem co powiedzieć, mogłabym tylko przyjść z butelką wina i posiedzieć, mówię jakieś comfort words i patrzę tępo w monitor.

1 komentarz:

  1. low five, to będzie bardzo zimnosmutna jesień z papierosami jako jedyne źródło ciepła.

    OdpowiedzUsuń